Nasze wyczekiwane wakacje stały się rzeczywistością. Na pierwszą połowę 2019 roku szukaliśmy wakacje w Meksyku lub na Dominikanie lub na Malediwach. Z pomocą przyszedł znajomy fotograf, Mark. Zaszczepił we mnie ideę hotelu Azul Fives w Meksyku. Więc od tamtego momentu poszukiwania skupione były właśnie na Meksyku i tym konkretnie hotelu. Okazało się to nie lada wyzwaniem!
Jak szukać wakacje w Meksyku Last Minute?
Odpowiedź na rok 2019 jest jedna – Internet. Ogromna oferta biur podróży bez wychodzenia z domu. Piękne kolorowe zdjęcia przyciągają oko, ale nie dajcie się uwieść, ponieważ kupowanie wakacji przez Internet to nie taka łatwa sprawa. W moim przypadku wybór był sprecyzowany. Azul Fives szukałem w konkretnych datach (Wielkanocne wczasy połączone z majówką).
Klasycznie, wszelkie podróże zaczynam od sprawdzenia lotów na Momondo, a następnie hotel z hotels.com (w ostateczności booking.com). Dlaczego? Ponieważ jak znajdę lot w dobrej cenie to z hotelem jestem w stanie się ugiąć i zarezerwować alternatywne, które zmieszczę w zaplanowanym na wakacje budżecie. Niestety poszukiwania Last Minute z Momondo i Hotels.com w okresie wielkanocnym zawiodły. Bilety drogie (ponad £640 na osobę) oraz Azul Fives cena kosmos (za 13 nocy £6800). Na marginesie dodam, że loty z Polski to niewypał, więc szukałem z Berlina, Frankfurtu… tam dojechalibyśmy autem.
Cena to był zimny prysznic… Lekko zasmucony zacząłem przeglądać oferty polskich biur podróży, po czym zasmuciłem się jeszcze bardziej, ponieważ albo Azul Fives nie było w ofercie albo cena mega kosmos i przez pośredników (jedna z pułapek finansowych).
Krok 3 – przejrzałem forum TripAdvisor odnośnie hotelu Azul Fives, aby zobaczyć gdzie ludzie wykupili pobyt. Zdecydowana większość Europejczyków leciała z TUI, więc bez zastanowienia wszedłem na stronę niemieckiego TUI. Wakacje dostępne, ceny nieco niższe niż organizowanie samodzielnie przez Momondo i Hotels ale nadal ponad budżet. Za 11 nocy w Azul Fives strona TUI proponowała 6900euro. I tu pojawiła się pierwsza myśl, że nie polecimy do Azul Fives. Kilka godzin spędziłem na przeglądaniu innych hoteli na TripAdvisor, aby wybrać alternatywne hotele. Jakieś 3 znalazłem, jednak byłem bliżej zapłacenia 6900euro za Azul Fives (czasami tak mam… nic nie poradzę).
W momencie, gdy stoję przy krawędzi zdrowego rozsądku, uruchamia się kilka kolejnych kreatywnych komórek i ten cichy głos w głowie (ten sam, który teraz słyszysz to czytając). Zatem jak kupić taniej wczasy w Meksyku? Otóż moi drodzy, TUI jest również w innych krajach takich jak UK, Norwegia, Szwecja, Belgia… a nie tylko Niemcy i Polska. Chwila szpiegowania stron w innych językach z pomocą Google Translate i miałem złożone piękne wczasy w Meksyku dzięki TUI Belgium, których cena zmieściła się w zaplanowanych budżecie. Co więcej, była na tyle niska, że dokupiliśmy wybrane miejsca w samolocie.
Lecimy do Meksyku
… z Belgii. Do Brukseli tanio dostać się można własnym autem. Tak też zrobiliśmy, po drodze odwiedzając Holandię, aby odhaczyć na liście jedno z marzeń Agi. Holandia na budżecie w hotelu Van Der Walk w Breukelen na jedną noc (po trasie). Finalnie zobaczyliśmy ogromne pola tulipanów (marzenie Agi) – mowa o Foundation Tulip Route Dronten. Więcej o Tulip Route Dronten niebawem, póki co kilka zdjęć poniżej.
Po całodniowej trasie poprzez pola tulipanów znaleźliśmy chwilę na spacer po centrum Amsterdamu oraz wyśmienitą włoską restaurację na nasz rodzinny obiad przed podróżą do Brukseli.
W Brukseli mieliśmy zarezerwowany hotel na lotnisku, aby w dzień wylotu nie martwić się korkami, dojazdem czy też formalnościami na parkingu.
Dzień zaczęliśmy od kawy w Starbucks na lotnisku po czym odprawa i mega kolejka do kontroli paszportowej. Przyznam szczerze, tego się nie spodziewaliśmy. Prawie godzinę spędziliśmy czekając na skan paszportu. Oczywiście ta godzina była najtrudniejsza dla naszego Leo, bo on po 15 minutach zaczął skutecznie nas męczyć. Nie ma na to rady, żadne kupowanie Fast Track nie przyśpieszy tej kolejki.
Wejście na pokład Dreamliner też było ciekawostką. W pierwszej kolejności posiadacze miejsc 1-7, a następnie od ostatniego rzędu. Mieliśmy wykupione miejsca w rzędzie 10tym, co oznaczało dla nas czarny scenariusz wejścia na pokład w ostatniej turze. Na szczęście pracownicy TUI dostrzegli zdolności biegania i dziecięcą ciekawość wszystkiego dookoła u Leo i wraz z pierwszą turą zaprosili nas do samolotu. Nasze 3 torby kabinowe, w tym jedna Mommy Bag powędrowały do półki nad głową a my zajęliśmy się tłumaczeniem Leo co to jest samolot. O wspomnianej Mommy Bag będziecie mogli przeczytać niedługo, zaproszę Agę do podzielenia się swoją opinią na blogu (oj będzie się działo!)
Lot do Meksyku był fantastyczny, a zarazem masakryczny. Mieliśmy planowe lądowanie na Jamajce, gdzie część pasażerów się wymieniła oraz przez co nasz lot trwał nieco ponad 14 godzin. Fantastyczny, ponieważ Dreamliner oferuje ogrom miejsca na nogi, bardzo wygodne fotele (szerokie i rozkładane), dobry zestaw filmów, bajek, muzyki oraz ciągły dostęp do jedzenia i napojów w cenie. Masakryczna strona lotu – nikt z nas nie spał. Właśnie…
Cancun o godzinie 17:15 lokalnego czasu przywitał nas temperaturą 32ºC oraz señor Pedro, który zapewnił nam prywatny transport bezpośrednio do hotelu (kolejny extra dodatek, który kupiłem w ramach budżetu i oszczędności na wyborze TUI Belgia). Hotel przywitał nas pięknie, ale poziom energii pozwolił na otworzenie pokoju, przebranie pampersa Leo i natychmiastowy sen, którego nie pamiętamy.
Życie na wakacjach w Meksyku
O hotelu Azul Fives przeczytasz tu, zasłużył na oddzielny wpis. A co do życia na wakacjach w Meksyku – to chyba taki klasyk. Pierwsze dni to opalanie, baseny i drinki. Testowanie hotelowych barów i restauracji oraz spacery i hotelowe atrakcje. Pierwszego dnia, jeszcze czuliśmy zmianę czasu o 7 godzin, drugiego dnia i każdego następnego mniej bądź wcale. To nasze pierwsze dłuższe wakacje z Leo i mega udane. Na miejscu włączył się u nas dziwny tryb – wstawaliśmy bez budzika około 6:30, a chodziliśmy spać ok 20:00. I tak prawie każdego dnia, za wyjątkiem jednego dnia, kiedy o 5 rano miałem oczy jak 5 złotych i brak szans na dalszy sen. To był dobry moment, aby zerknąć jak wygląda życie hotelowe o świcie.
Moje zwiedzanie hotelu dronem o świcie, pokazało czas reakcji ochrony hotelowej. Rzekłbym wyśmienity. Mówiący z trudnościami po angielsku ochroniarz zjawił się 2 minuty po starcie drona z informacją, iż manager hotelu prosi o nie latanie nad obiektem, nie fotografowanie gości hotelowych oraz budynków itd. Innymi słowy lataj pan nad plażą. Zatem, jest to co widać.
W obranym rytmie 6:30 – 20:00 zaczynaliśmy od śniadania w Flavours, następnie strój plażowy i baseny z drinkami, lunch, ponownie baseny, strój wieczorowy, kolacja, sen. I tak monotonnie przez pierwsze dni. Zabraliśmy ze sobą trochę dmuchanych zabawek dla Leo. Dzięki nim, Leo odkrył u siebie zamiłowanie do pływania w basenie.
Oczywiście woda w basenach od błękitu po turkus o temperaturze zupy. Jak dla nas to była rewelacja, bezproblemowe wejście do basenu nawet przy mocno rozgrzanej skórze od słonecznej kąpieli.
Zwiedzanie Meksyku
Pewnie ja i Leo dalibyśmy radę dobrnąć do końca wakacji w wyżej opisanym trybie, natomiast Aga, która codziennie czytała przewodniki po Meksyku zaczęła tuptać nóżkami w miejscu i nas poganiać. Więc wypożyczenie auta i zwiedzanie okolicy weszło w życie. Sama czynność wypożyczenia auta w Europie to przyjemność, w Meksyku to przygoda. I tak, rozwinę myśl później.
Z Hertz’a wzięliśmy Nissan Kicks, coś pomiędzy Juke i Qashqai. Taki mini crossover. Generalnie dał radę na meksykańskiej autostradzie jak i dżungli z drogą szutrową i tysiącem dziur. Plan był wielki, ale odległości do pokonania wyglądały na małe tylko na mapie. Więc po modyfikacji wykorzystaliśmy auto na 3 wycieczki.
Playa del Carmen
Mega niedosyt. Ograniczyliśmy się do Fifth Ave. Ulica spacerowa z mnóstwem sklepów, barów, restauracji, ofert wycieczek fakultatywnych i dilerów. Tu ogarnęliśmy magnesy dla rodziny i znajomych, tequilę ręcznej produkcji oraz kilka ubrań. Nie kupiliśmy sombrero, bo po co?
Las Coloradas – Yucatán
Następna pozycja z przewodników i blogów. Ech, nie wiem czemu ludzie ładują tyle kitu w to co piszą w tych blogach. Las Coloradas to kolorowe jeziorka. Fakt, kolory są ale wyblakłe dla oka. Po edycji zdjęcia są lepsze. Ale od razu uprzedzam; w Las Coloradas te jeziorka to teren prywatny (fabryka soli), więc zapomnijcie o extra zdjęciach ślubnych, portretach bez ludzi, czy też lataniu dronem i pływaniu na dmuchanych flamingach (pełno zdjęć w Internecie, ale są stare… teraz fabryka postanowiła to ukrócić i zarabiać na wejściu). Dojechaliśmy tam na skróty płatną drogą z Playa del Carmen 305D, następnie 180D i dalej drogą (męczarnia) 295. Jadąc mijaliśmy kilka patroli policji, więc prędkość zgodnie z rozsądkiem i stanem gotówki w portfelu.
Na własną rękę, po zobaczeniu różowego stawu z tłumem turystów i zakazem lotu dronem pojechaliśmy kilka kilometrów dalej piaskową drogą. Tam więcej zbiorników z solą i… flamingi! Mało ich, ale zawsze coś nowego, czego nie ma w pięknej Polsce.
Po drugiej stronie tej piaszczystej drogi jest plaża, oczywiście dzika natura. Wystarczy przejść przez 15 metrów chaszczy, kaktusów, kłującej trawy i jaszczurek aby znaleźć się na ciepłym białym piasku z widokiem na turkusową ciepłą wodę. Jakby tego było mało, na brzegu znajdziesz mnóstwo dużych muszli, które bez problemów zabierzesz do domu.
Sian Ka’an, czyli Boca Paila Peninsula
Teoretycznie około godziny drogi z Playa del Carmen. Na końcu Sian Ka’an miejscowość Punta Allen, do której dojazd terenówką zajmie około 2 godzin. Przy pełnym ubezpieczeniu auta osobowego z wypożyczalni też należy zaplanować 2 godziny. Jak dbasz o auto to 3 godziny 30 kilometrów. Ta droga to istne zło, które liczy 30 kilometrów.
Rezerwat biologiczny Sian Ka’an, należący do 34 zabytków Meksyku wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, składa się z 5280 kilometrów kwadratowych czystej natury i tak, jest naprawdę moi drodzy. Na szczęście masowa turystyka nie dotarła jeszcze do Sian Ka’an, a dzięki swemu statusowi chronionego obszaru, jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie można zbliżyć się ze wspaniałą przyrodą Riviera Maya.
Po ostatniej wizycie we wrocławskim ZOO zachęcam do unikania miejsc, które mają zwięrzęta w niewoli. Obserwowanie zwierząt w naturalnym środowisku jest naprawdę wspaniałe.
12 dni w Meksyku
… szybko minęły. Koniecznie musimy tam wrócić, słońce pięknie opala, plaże są cudowne, a na naszej liście jest jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia w Meksyku. Chichen Itza i Cenote Aga zwiedziła sama… ale jest jeszcze Holbox, Isla Mujeres, no i samo miasto Meksyk! Wbrew opinion, czuliśmy się bezpiecznie w Meksyku, nie kusiliśmy losu wycieczkami po terenach kartelów narkotykowych czy też nie podróżowaliśmy bezmyślnie dziwnymi okolicami.
Lot powrotny do Brukseli to tylko 9 godzin, ten sam Dreamliner, lot nocą, aby zminimalizować jetlag. Wszystko udało się wysmienicie, więc Meksyk jeszcze nas zobaczy! Poniżej kilka z kilkuset zdjęć…
To koniec przygody, zapraszam ponownie na bloga za kilka dni, gdzie napiszę więcej o przygodach w Meksyku (w końcu auto samo się nie wypożyczyło, Mommy Bag torba na wypasie niekoniecznie była luksusem, a Azul Fives na zdjęciach każdy by zobaczył)